Money.plMotoryzacjaWiadomościPublikacje

Mini Cooper SD (AT) - gokart rośnie w oczach

2015-04-30 00:00

Mini Cooper SD (AT) - gokart rośnie w oczach

Mini Cooper SD (AT) - gokart rośnie w oczach
Fot. Mateusz Raczyński

Mini dziś, a Mini pół wieku temu to dwa różne światy. Cooper, sportowy model angielskiego producenta, przez ponad 40 lat produkowany był w niemal niezmienionej formie. Wreszcie, już pod skrzydłami BMW, pojawia się nowa generacja. I nagle ich samochody mogą wyglądać inaczej. Nowocześnie, ale i klasycznie. Mogą być "retro" i jednocześnie w masowej produkcji. Okazuje się, że jest to fajne, wzbudza pożądanie. Tylko czemu takie drogie?

0cddff7404ded6fbd6b9b6b3bbc16c14.jpg

Tak było 15 lat temu, ale sytuacja szczególnie się nie zmieniła. No, może tylko bardziej przyzwyczailiśmy się do widoku Coopera na ulicach miast i z przymrużeniem oka przyjmujemy kolejne fantazje pokroju Coopera Coupe. Najwięcej uwagi przykuwa jednak nadal Cooper S.Takiego też dostaliśmy do testu, ale w którym po "S" następuje literka D, jak "Diesel". Mało tego, w obecnej generacji pojawiła się wersja pięciodrzwiowa.

Nie taki diabeł straszny

Stało się. Mini Cooper jest teraz dostępny także w wersji pięciodrzwiowej. Jakby nie patrzeć, to Clubman wyglądał dziwniej, a "5d" to bardziej naturalny kierunek rozwoju dla popularnego hatchbacka. Z dwudrzwiowym kombi, nasz testowy hatchback dzieli zresztą przedłużoną platformę oznaczoną jako UKL1. Druga para drzwi jest niewielkich rozmiarów, co nie wpisuje się w konglomerat rozwiązań komfortowych, ale chyba lepiej coś mieć, niż nie mieć. Szybciej zapakujesz mniejsze zakupy, wrzucisz kurtkę na tył czy przewieziesz dzieci. A to jest coś, co w wersji trzydrzwiowej nie było takie proste.

O wyjątkowości samochodu decydują detale. W Mini ich nie brakuje, ale najbardziej lubianymi przez nas smaczkami są te, które odróżniają wersje sportowe od regularnych. Dzięki którym pasjonaci mogą pochwalić się znajomością określonych niuansów. Nie inaczej jest z "eSką". Chromowany wlew paliwa rzuca się w oczy, ale błyszczące obwódki zdobią też światła, zderzaki i odcinają dolną część okien od lakieru. Na sportowy charakter modelu wskazują przede wszystkim dwa wloty w przednim zderzaku, które służą do chłodzenia hamulców i podwójna, centralnie umieszczona końcówka układu wydechowego. Na tym nie koniec. Na masce widać wlot powietrza, a w miejscu prążków na kratownicy pojawił się wzór przypominający plaster miodu. Jest sport, jest elegancja, jest charakter. Fajnie.

Nowe retro

Wnętrze Mini Coopera jest raczej osobliwe. Nie jest podobne do wnętrza żadnego samochodu z tego segmentu. Wszystko jest aż do bólu stylowe, co nie każdemu może przypaść do gustu. Niektórzy się zakochają, inni pomyślą, że to kicz. Taka jest cena wychodzenia przed szereg - czeka cię tyle samo pochwał, co krytyki, ale nigdy obojętność.

Komuś spodobał się pomysł przeniesienia starodawnych przełączników do świata współczesnego. Niesamowicie ekstrawaganckie samochody Pagani miały je już od czasów pierwszej Zondy, ale to zupełnie inna liga, tam nie ma ograniczeń. W Mini są one plastikowe, ale wyglądają całkiem nieźle. No i ten efekt po zajęciu miejsca w fotelu - podświetlenie przycisku "start" pulsuje, przytrzymujesz przycisk i po chwili słyszysz dźwięk silnika. Nie podoba mi się za to gałka zmiany biegów. Niby jest skórzana, ale twarde i chropowate szwy do spółki z karbowanym przyciskiem leżą w ręce jak średniej jakości zabawka z plastiku.

be9fc060af564da42c992358121e99c0.jpg

Fotel wygląda równie stylowo - "ale". Można tu regulować długość siedziska, tyle tylko, że taki zabieg pozostawia dziurę w miejscu, gdzie wcześniej była przednia część fotela. Dziura ta jest raczej mocno wyczuwalna i zwyczajnie przeszkadza - wolałbym już standardowy fotel. A wracając do gadżetów, centrum dowodzenia stanowi okrągły wyświetlacz pośrodku deski rozdzielczej. Jego interfejs jest przede wszystkim ładny i raczej nie daje nam powodów do frustracji. Dookoła wyświetlacza wmontowano z kolei pas z diod LED, które mogą świecić na różne kolory. Możemy wybrać kolor stały lub adekwatny do trybu jazdy. W Normal będzie pomarańczowy, w Sport duplikuje obrotomierz, a w Green jest zielony. Zmiany trybów mają chwilowy wpływ na ambientowe oświetlenie wnętrza, ale np. regulacja głośności czy temperatury znowuż przedstawiana jest na LED-owym okręgu. Generalnie na każdy nasz ruch Mini odpowiada światłem. Pamiętacie Pontiaca Trans AM "KITT" z serialu Nieustraszony? Trochę czułem się tu jak David Hasselhoff.

Wymiar praktyczny. To jest Mini, chyba nikt tu nie spodziewa się wybitnej ilości miejsca. Tylne drzwi są mniejsze, niż te przednie i otwierają się pod mniejszym kątem, dlatego też dostęp do kanapy jest ograniczony. Miejsca na kolana też próżno szukać, trzeba być niskim. Jak kilkuletnie dziecko. Pojemność bagażnika? 278 litrów. Skromnie.

"Maksymalna gokartowa frajda z jazdy"... Co?

Mini Cooper SD to model o sportowym zacięciu - choć z klekoczącym dieslem pod maską. Po zajęciu miejsca w kabinie warto więc jak najszybciej przejść do trybu Sport, żeby zobaczyć, na czym polega fenomen Mini. W kokpicie przez moment światło zaświeciło na czerwono, a na ekranie pojawił się wymowny obrazek - sunący po torze samochód. Towarzyszy mu napis "Maksymalna gokartowa frajda z jazdy", który zresztą jest też hasłem promującym ten model. Śmiesznie brzmi, ale zobaczmy. Może ten ekran ma rację?

Dane techniczne wyglądają w porządku. 2-litrowy diesel z inskrypcją "Mini Twin Power Turbo" generuje 170 KM przy 4000 obr/min i 360 Nm dostępnych raczej wąsko, od 1500 do 2750 obr/min. Przyspieszenie od 0 do "setki" zajmuje około 7,3 sekundy, czyli "akurat" dla hot hatcha. Na wolnych obrotach słychać klekot diesla, ale kiedy tylko ruszymy, do naszych uszu dotrze przyjemny dźwięk w basowych rejestrach. Skrócone przełożenia automatycznej skrzyni biegów w SD potęgują wrażenia związane z przyspieszeniem. Co zatraca się wraz z rozwojem motoryzacji, jest zaletą w Mini Cooperze. Czucie prędkości. Żeby w większości nowych samochodów poczuć jakieś emocje musimy jechać blisko prędkości maksymalnej. Tutaj niekoniecznie. Szaleję na zakrętach, przyspieszam, hamuję, narzucam tylną oś. Wydaje mi się, że robię to wszystko przy ponad 120 km/h, a w rzeczywistości jest o wiele mniej.

09131ca9b004feb691b170ae58b90f19.jpg

Wspomniałem wcześniej o szaleństwach na zakrętach. To właśnie na wymagających, technicznych trasach możemy czerpać przyjemność z jazdy w najczystszej postaci. Choć od pierwowzoru dzieli go jakieś 80 cm długości, to nadal charakterystykę prowadzenia możemy porównać do gokarta. Technicznie rzecz biorąc, składa się na to kilka charakterystycznych cech: rozmieszczenie kół w narożnikach podwozia i bezpośredni układ kierowniczy. Clou programu znajduje się jednak w podwoziu. Z tyłu zamiast belki skrętnej znajdziemy wielowahaczowe zawieszenie, które sprawia, że tylna oś natychmiastowo reaguje na polecenia wydawane gazem i kierownicą, a przy okazji poprawia przyczepność na nierównych nawierzchniach. Sztywność zawieszenia dostosowuje się do aktualnego trybu jazdy, ale krótki, wynoszący 2495 mm, rozstaw osi w żadnym z nich nie zapewnia szczególnie wysokiego komfortu. Owszem, da się jeździć na co dzień, ale do większych hatchbacków mu daleko. To chyba jednak kolejna ze składowych charakteryzujących Mini Coopera.

Spalanie nie szokuje. Nie bije rekordów w segmencie, ale jak na usportowionego, raczej żwawego diesla, jest przyzwoicie. Na trasie spalanie wahało się od 6.1 do 6.5 l/100 km przy swobodnej, niekoniecznie oszczędnej jeździe. W Krakowie widełki uległy poszerzeniu. Zaczęliśmy z 7.5 l/100 km przy spokojniejszych tempach, a skończyliśmy w okolicach 10 l/100 km przy jeździe, do jakiej zobowiązuje posiadanie hot hatcha.

Dlaczego SD?

Mini Cooper SD w wersji pięciodrzwiowej to zdecydowana nowość w ofercie. Hojnie obdarowuje nas emocjami za kółkiem i potrafi być swego rodzaju formą wyrażania swojego "ja". Brzmi jak marketingowy bełkot, ale chyba każdy z nas, widząc kogoś w Mini, myśli o nim, jako o osobie, dla której prezencja ma znaczenie. Taki kierowca może lubić stylowe gadżety, a kolejnym z nich jest jego "miniaturowy" środek lokomocji - w dodatku szybki. No właśnie.

5b9a0017ef1dd633cc32da80d0b5166f.jpg

Powstają jednak dwa pytania. Dlaczego akurat miałoby to być SD? I dlaczego akurat pięciodrzwiowe? Diesel jest z oczywistych względów wolniejszy od benzynowego bliźniaka, ale oferuje też większą elastyczność na trasie. Nie wymaga tylu redukcji do sprawnego poruszania się. Na pewno pali też mniej, niż regularne "S", ale znowuż gorzej brzmi. W kwestii pięciodrzwiowej - jeśli faktycznie jeździmy z dziećmi lub chcemy coś czasem szybko rzucić na tylną kanapę - jak najbardziej. Wersja z pełnym zestawem drzwi jest podobnie sztywna, choć krótszy rozstaw osi nie pozostaje bez wpływu na zwrotność.

Za drugą parę drzwi dopłacimy około 4 tysiące złotych, zaś SD względem S generuje jeszcze dodatkowe 6 400 zł. Żeby więc wyjechać z salonu wersją podobną do testowanej, trzeba wydać przynajmniej 111 900 zł. W tym segmencie to naprawdę konkretna suma, która pozwoliłaby nam kupić zarówno Forda Fiestę ST, jak i Renault Clio RS czy Peugeota 208 GTi - choć tam nie znajdziemy alternatyw z silnikami diesla. Taka dostępna jest u Volkswagena w postaci Golfa GTD. Jest droższy, bo kosztuje minimum 117 210 zł, ale i większy, gdzie z tyłu można realnie podróżować.

Ponadprzeciętna stylistyka Mini na pewno do siebie przekonuje, choć na tle małych sportowców, Cooper SD jest niedorzecznie drogi. Jeździ świetnie, ale konkurenci wielce mu nie ustępują. Jeśli więc jesteś gotów dopłacić konkretną sumę do ciekawszej prezencji - wybierz Mini. W innym wypadku, na pewno uważniej przyjrzysz się konkurencji. By jednak połączyć małe gabaryty, sport i oszczędność, możliwe, że jednak spojrzysz raz jeszcze na diesla BMW... To znaczy Mini.

Pochwal się na swojej stronie,
że czytasz Money.pl
Czytam Money.pl

Oferty motoryzacyjne