Tymczasem Komisja Europejska - jak pisze w "Dzienniku Gazecie Prawnej" Cezary Pytlos - wstrzymała prace nad nowelizacją tego rozporządzenia. Przedstawiciele branży motoryzacyjnej obawiają się, że spowoduje to gigantyczny bałagan.

Rozporządzenie GVO z 2002 roku ustaliło zasady współpracy między autoryzowanym a niezależnym rynkami samochodowymi. Dzięki niemu, na przykład, dealerzy mogli sprzedawać w jednym salonie auta różnych marek, w ASO można było naprawiać auta tańszymi zamiennikami, a powierzając naprawę niezależnemu warsztatowi, właściciel auta nie tracił gwarancji. Koncerny motoryzacyjne musiały także udostępniać nieautoryzowanym serwisom pełną dokumentację techniczną na temat produkowanych przez nich aut.

Jeśli GVO przestanie obowiązywać, kłopoty będą mieli przede wszystkim właściciele niezależnych serwisów. Oni potrzebują bowiem dokumentacji technicznej. Straty poniosą też producenci zamienników, ale oni i tak produkują części dla koncernów samochodowych - sprzedawane przez te ostatnie jako oryginalne. W ASO już teraz najczęściej korzysta się z oryginalnych części, bo koncerny nierzadko wymuszają na dilerach zakup określonej partii komponentów z ich logo.

Dilerom grozi też utrata prawa do prowadzenia salonów wielomarkowych, ale to ryzyko jest stosunkowo najmniejsze. W lipcu Komisja Europejska dopuściła możliwość przedłużenia GVO, ale tylko w zakresie sprzedaży nowych samochodów. W obszarze regulacji dotyczących serwisowania samochodów i sprzedaży części zamiennych komisja zakreśliła tylko w ogólnym zarysie dwa możliwe kierunki dalszego postępowania. Jedna z wersji przewiduje zniesienie GVO i poddanie tego segmentu rynku ogólnym zasadom konkurencji, wzbogacając tę formułę dodatkowymi wytycznymi odnośnie do sektora motoryzacyjnego. Drugi wariant natomiast przewiduje stworzenie dla sektora zupełnie nowego rozporządzenia, tzw. mini GVO.

Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej"